Wiosna, słońce, słodycz kwiatów;
gdzieś w gałęziach śpiewa kos.
A TY zamiast kochać, marzyć –
musisz w książkach trzymać nos.
Kończysz studia, sesja trudna-
musisz ostro w książkach ryć.
Tego byś już nie wytrzymał,
gdyby nie dziewczyna ta:
ciemne włosy, bystre oczy ;
tak pomaga ci, tak dba
i mieszkanie jakieś ma.
Jesteś święcie przekonany
chcesz być z nią – to właśnie TA!
Lata płyną, dzieci rosną –
tu synowa, a tu zięć.
Żona całkiem spowszedniała ,
już straciłeś na nią chęć.
Jakaś taka zatyrana:
w pracy etat ,w domu pięć.
Czasem chce z Tobą pogadać:
pogardliwy jest Twój ton;
o czym miałbyś z nią rozmawiać –
ma pracować, dbać o dom.
Dzieci sama wychowała ,
Ty wolałes w brydża grać .
A gdy czasem chorowały ,
szedles do mamusi spać
bo narady w pracy ważne .,
o karierę trzeba dbać .
Teraz dzieci już na swoim,
w domu pusto, w domu zle
Pod gazetą, na tapczanie
nudy już nie możesz znieść.
Pod gazetą, na tapczanie
masz już lat czterdzieści sześć.
Może byś tak dalej trzymał,
gdyby nie dziewczyna ta:
sekretarka, cud-blondyna
paczek róży ,śliczny kwiat
ma dwadziescia pare lat.
A jej oczy Lazurowe ……
I spojrzenie powłóczyste
raz po raz ku tobie śle.
Tobyś musiał być z kamienia,
żeby nie zakochać się!
Jesteś święcie przekonany –
chcesz być z nią i ona chce.
Nowa miłość, nowe życie,
w nocy nowy kwili brzdąc.
Nowa żonka czyści konto,
drugi etat musisz wziąć
Według niej zarabiasz mało ,
nie chce swych wydatków ciąć .
Oczy miłej zachmurzone ,
miast błękitu – zimna stal,
gdy jej mówisz, jak je. kochasz
niecierpliwie patrzą w dal.
Raz palnąłeś coś w rozmówie ,
teraz wiesz ,ze to był błąd:-
moze byś do pracy poszła ?
„Ja..do pracy.?,do pracy?
ja do pracy!- ależ skąd.
Musze oko mieć na dziecko,
musze oko mieć na dom.
Dziecka do przedszkola nie dam,
tam choroby, tam jest syf.
Masz zatrudnić opiekunkę ,
co języków kilka zna ,
przeciez córka w ministerstwie
sekretarka zostać ma!
Wyksztalcenie jest konieczne,
a nim minie pare lat,
chce by nasze drogie dziecko
mogło zwiedzić cały świat .”
Gdy jej mówisz choć nieśmiało :
na to kasy trzeba wór .
Ona swoją mantrę śpiewa :
„czemu ja za ciebie wyszłam
– nieporadny stary gbur”
W wychudzona pierś się bijesz,
resztki włosów z głowy rwiesz
jesteś święcie przekonany,
ze źle z twojej winy jest.
Może byś i to wytrzymał,
gdyby wolniej płynął czas.
Siwe włosy, wiotkie mięśnie,
nie ten wzrok, wciąż słabszy słuch
i podstępem rośnie brzuch.
Ty się nigdy nie poddajesz;
teraz też się bierzesz w garść :
Fitness, jogging, tenis, viagra,
zawał—-t r r r a c h
i Kostucha stoi w drzwiach!
Młoda wdowa może westchnie,
może nawet rzuci kwiat,
lecz jest święcie przekonana,
że po mężu sporą rentę
będzie brać dziesiątki lat.