Złotą jesienią malowany park
zapłonął uroczyście.
W gałęziach gra sowizdrzał wiatr,
co w ptaki zmienia liście.
Liście radośnie lecą w dół,
lecz zanim dotkną ziemi,
wiatr wszystkie czule ujmie w pół,
i tańczy, tańczy z nimi.
Jesienny bal, ostatni bal
dla liści kolorowych;
a mgła rozwiesza szary szal
na drzewach wpółuśpionych.
Jak mam iść przez ten cudny gaj,
jak deptać dar jesieni?
Boże daj skrzydła, skrzydła daj,
uniosę się nad nimi.